Berlin - wypad w marcu!

Wypad prawie wiosenny, ale tylko prawie, bo do wiosennej pogody to trochę brakowało, ale Berlin, jak zawsze zachwycił mnie i oczarował swoją wyluzowaną atmosferą i niewymuszonym stylem.


Tym razem udało się poznać kilka nowych atrakcji. Po przyjeździe udaliśmy się na śniadanie do House of Small Wonder. To uroczka, trochę hipsterska knajpka w bocznej uliczce przy Friedrichstrasse. Zamówiłam sobie mistrzowskie śniadanie: Croque Madame - grilowaną kanapkę z szynką i serem oraz organiczną jajecznicą, sosem beszamelowym i sałatką z pomidorów i szpinaku. Pycha!




Kolejną atrakcją tego dnia był spacer w kierunku Alexander Platz. Po drodze udało nam się trafić do Hackesche Höfe. To kompleks 8 połączonych ze sobą dziedzinców. Robi naprawdę fajne wrażenie. Dodatkowe informacje możecie znaleźć tu. A oto widok na jedną z kamienic.


Kolejnym przystankiem było muzeum gier komputerowych. Oprócz starych konsoli i gier można było pograć np. na automatach. W szczególności polecam Pain Station, ale nie będę zdradzać szczegółów, bo popsułoby to niespodziankę :).

Na obiad wybraliśmy się do knajpy The Sixties - urządzonej w stylu amerykańskich lat 50-tych i 60-tych. Niestety, serwowane tam hamburgery były mocno przeciętne. 


Kolejnego dnia wybraliśmy się na spacer w okolicach hotelu (Hampton Berlin City West, rezerwowany standardowo przez booking.com). Podczas naszych poprzednich wizyt Gedachtnis Kirche był remontowany i opancerzony rusztowaniami. Na szczęście, remonty się skończyły i mogliśmy podziwiać obiekt zarówn z zewnątrz, jak i od środka.



W międzyczasie praktykowaliśmy sporo spacerów na świeżym powietrzu i po sklepach. W końcu co to za wyjazd do Berlina bez zakupów, szczególnie, że aura nie zawsze sprzyjała. :) 
Wybraliśmy się też outletu pod Berlinem, Designer Outlet Berlin. Ku mojemu rozczarowaniu, nie upolowałam tam nic. Ceny, mimo, iż około 30% niższe niż w sklepach z bieżącymi kolekcjami, wciąż były dość wysokie. Mimo tego polecam wypad do outletu, jeżeli macie czas. A nóż, widelec. Jedno przed- lub popołudnie powinno wystarczyć.

Ostatniego dnia, w niedzielę, trafiliśmy na bieg. Zamknięto kilka głównych ulic miasta, ale z racji tego, że poruszaliśmy się metrem, nie odczuliśmy zbytnio ograniaczeń.




Berlin jest jednym z moich ulubionych miast, zaraz po Poznaniu. Zawsze chętnie tam wracam, choćby na spacer, na kawę. Miasto jest magiczne w swojej prostocie i zwyczajności.

A jakie są Wasze miasta marzeń?

Pozdrawiam

0 komentarze:

Prześlij komentarz